niedziela, 26 lutego 2012

Stresss


Przez tą całą przeprowadzkę, wszystko stanęło na głowie. Stresogenne sytuacje mnożą się każdej minuty. Chyba najbardziej stresujący jest fakt, że nie mamy nikogo, kto mógłby nam pomóc. Nie chodzi tutaj o pomoc materialną, ale zwykłe wsparcie w postaci odwiedzenia nas i ‘posiedzenia’ z Miśkiem, kiedy my będziemy ładować wszystko do samochodu. Jesteśmy tylko my i Misiek, znajomi (bo przyjaciółmi ich nazwać nie można) albo wyjechali na urlop, albo zapytani o pomoc mówią, że ‘nie mogą i bez przesady, poradzimy sobie sami’.
Ja się denerwuje, że możemy sobie nie dać rady, a eMek się denerwuje, że ‘przecież on sam poradzi sobie ze wszystkim!’. Stresy prowadzą nas zazwyczaj w jedno miejsce: kłótnia! Kłócimy się o śmieszne wręcz pierdoły! Nagle nic nieznaczące rzeczy urastają do rangi nuklearnego problemu. Nie znoszę tych pretensji, które wypływają w najmniej odpowiedniej chwili, tych zarzutów, które stawiamy sobie, w nadziei zepchnięcia odpowiedzialności na ‘to drugie’.
Później oczywiście jest chwila zadumy i czas na przeprosiny. Właściwie to całe zamieszanie odbieram jako stratę czasu – a przecież straciliśmy go już tyle, że każda następna chwila jest na wagę złota, niemalże. 
Z drugiej jednak strony, nie wierze w związki, które się nie kłócą. Nie mówię tutaj o rzucaniu talerzami, a jedynie o kulturalnej wymianie zdań - owszem czasem bardzo niemiłych zdań, ale jednak pozbawionych inwektyw. Uważam, że warto czasem poznać ta ‘zdenerwowaną’ stronę naszego partnera – taki ‘sprawdzian’ jego możliwości zanim postanowicie być już razem na zawsze. I nie chodzi o wyprowadzanie kogoś z równowagi, z premedytacją, po to tylko żeby teścik przeprowadzić. Czasem jednak warto – wiem to z autopsji mojego poprzedniego związku.
Kłótnia może też mieć działanie oczyszczające – napięta atmosfera, którą można kroić nożem, w powietrzu czuć zapach nieporozumień. warto przeprowadzić kontrolowaną ‘eksplozję’, po to tylko, żeby nikt nie ucierpiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz