wtorek, 28 lutego 2012

Spotkanie


Od nowa kieracik, tyle tylko, że teraz muszę to wypakować, a zanim wypakuje, muszę pomalować i posprzątać. Nie sama oczywiście, eMek będzie mi pomagał, ale Miśkiem też trzeba się zająć, no i tu już zaczynają się schody. Bo jak jedno zajmuje się Miśkiem to drugie coś robi, a jak Misiek śpi to robimy co się da oboje…wniosek? Jest zrobione niewiele. A ponieważ patrzeć na ten pierdzielnik nie mogę to jadę z Miśkiem odebrać pocztę ze starego adresu. Zrobiliśmy przekierowanie, ale zawsze warto sprawdzić.
Drzwi otworzyła mi mała japońska laleczka. Połowa mnie – a przecież  do największych nie należę. 

- Tak?

Zapytała pokazując małe, białe ząbki.

- Jestem poprzednim lokatorem, przepraszam za najście, chciałam jedynie sprawdzić czy może jest jakaś poczta dla nas?

Japonka zaczęła kłaniać się w pas i radośnie pokrzykiwać w swoim języku, Misiek jej wtórował, a ja stałam jak kołek. Ciekawy naród, ucieszyła się jak dziecko…

- Poczekaj!

Zakrzyknęła laleczka i w podskokach pobiegła do salonu. 

- Zostawiliście to! Dobrze, że przyszłaś, bo chcieliśmy Ci to wysłać pocztą.

Rozemocjonowana wręczyła mi…to cholerne srebrne pudełeczko.

- O jak miło!

Odpowiedziałam, w myślach przeklinając, to mój brak kreatywności w wymyśleniu kryjówki, to los na który się przecież zdałam. Schowałam pudełeczko do kieszeni. Co miałam zrobić? Przecież nie zacznę tłumaczyć obcej osobie ‘co autor miał na myśli’.
Podziękowałam i udałam się w drogę powrotną. Całe 1,5 godziny wracałam do naszego nowego mieszkania. Całe przeklęte 1,5 godziny biłam się z myślami co mam zrobić z tym przeklętym pierścionkiem. Z zamyśleń wyrwał mnie kobiecy głos:

- Przepraszam, ale czy masz na imię Zadziorek?
- Tak…

Odparłam nieco zdziwiona doznając w tej samej sekundzie olśnienia – znam Tą dziewczynę/kobietę. To Jolka! Nie widziałam jej 5 lat! Urwał nam się kontakt, kiedy zmieniłam pracę. Właściwie niewiele się zmieniła, ma dziecko, mieszka prawie obok mnie i właśnie zaczęła pracować po urlopie wychowawczym.
Przegadałyśmy ostatnie minuty mojej podróży i wymieniłyśmy numerami telefonu.
Wracam do mojego bajzlu... 

poniedziałek, 27 lutego 2012

Pudełeczko


Stałam w pustym pokoju, wszystko wyczyszczone i pozostawione w takim stanie, w jakim to zastaliśmy, albo nawet lepszym. Szacunek do czyichś rzeczy wyniosłam z domu, nie wyobrażam sobie zniszczyć lub zepsuć coś co nie jest moje, a jeśli nawet coś takiego by mi się przytrafiło, to nigdy bym się nie ‘wymigała’ od odpowiedzialności. 

Moje wychowanie dało o sobie znać i teraz. Pomimo wielu bojów jakie stoczyłam z właścicielami i masy problemów jakie wykluczały możliwość normalnego mieszkania w tym miejscu, zostawiłam wszystko wypucowane na błysk. Omiotłam wzrokiem mieszkanie, złapałam za klamkę i już chciałam zamykać drzwi, kiedy przypomniałam sobie, że w reku wciąż trzymam srebrne pudełeczko z pierścionkiem. Nie wiedziałam co z nim zrobić. Wpatrywałam się w wieczko, a w głowie miałam tornado myśli i wspomnień.
Otworzyłam powoli pudełko, na srebrnej satynie spoczywał pierścionek z białego złota z brylantem wielkości…hm może nie pięści ale pokaźnych rozmiarów. Uśmiechnęłam się do siebie, on nawet nie jest w moim guście i absolutnie do mnie nie pasuje. Czym się kierował mój ex? Ceną oczywiście! Musiał  być drogi i nie miało znaczenia jak będzie wyglądał na mojej szczupłej dłoni, ani czy mi się spodoba. 

- Co mam z tobą zrobić? Nie chcę cię. Powinnam cię oddać, ale skoro nie przyniosłeś mi szczęścia to może nikt inny nie powinien cię dostać? Niech zadecyduje los.

Niewiele myśląc wspięłam się na szafki kuchenne i na najwyższej położyłam pudełeczko.
Wyszłam z mieszkania lżejsza o znacznie więcej niż waga pierścionka. Wsiadłam do samochodu Agi i pojechałyśmy do mojego nowego (wynajmowanego)  mieszkania.

- Wszystko ok? 

Zapytała Aga

- Długo Cię nie było, już myślałam, że zmieniłaś zdanie i chcesz tam zostać.
- Musiałam jeszcze coś dokończyć. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że już tu nie mieszkam.
- Ja trochę mniej. Gdzie ja teraz będę piła poranną kawę przed pracą?
- Tak czułam, że tylko dla kawy mnie odwiedzasz.
- No wiesz Zadziorku, jeszcze wyjdzie, że interesowna jestem.

Wybuchłam śmiechem. Nigdy nie przypuszczałam, że niedawno poznane osoby pomogą mi bardziej niż ludzie, których znam już parę dobrych lat. Agnieszka i Beti zajmowała się Miśkiem cały dzień, dając nam tym samym czas na dopakowanie i przewiezienie wszystkiego. 

O tak późnej porze dojazd zajął nam niecałe 20 minut. Wyściskałam się z Agą i poczłapałam na górę.
Moi mężczyźni już spali. Misiek wtulony w eMka wyglądał jak jego miniaturowa kopia. Muszę iść spać, ale najpierw umyję butelki, rozpakuję nieco kuchenne pudła – żebyśmy mogli rano coś zjeść, wezmę prysznic i już :).

niedziela, 26 lutego 2012

Stresss


Przez tą całą przeprowadzkę, wszystko stanęło na głowie. Stresogenne sytuacje mnożą się każdej minuty. Chyba najbardziej stresujący jest fakt, że nie mamy nikogo, kto mógłby nam pomóc. Nie chodzi tutaj o pomoc materialną, ale zwykłe wsparcie w postaci odwiedzenia nas i ‘posiedzenia’ z Miśkiem, kiedy my będziemy ładować wszystko do samochodu. Jesteśmy tylko my i Misiek, znajomi (bo przyjaciółmi ich nazwać nie można) albo wyjechali na urlop, albo zapytani o pomoc mówią, że ‘nie mogą i bez przesady, poradzimy sobie sami’.
Ja się denerwuje, że możemy sobie nie dać rady, a eMek się denerwuje, że ‘przecież on sam poradzi sobie ze wszystkim!’. Stresy prowadzą nas zazwyczaj w jedno miejsce: kłótnia! Kłócimy się o śmieszne wręcz pierdoły! Nagle nic nieznaczące rzeczy urastają do rangi nuklearnego problemu. Nie znoszę tych pretensji, które wypływają w najmniej odpowiedniej chwili, tych zarzutów, które stawiamy sobie, w nadziei zepchnięcia odpowiedzialności na ‘to drugie’.
Później oczywiście jest chwila zadumy i czas na przeprosiny. Właściwie to całe zamieszanie odbieram jako stratę czasu – a przecież straciliśmy go już tyle, że każda następna chwila jest na wagę złota, niemalże. 
Z drugiej jednak strony, nie wierze w związki, które się nie kłócą. Nie mówię tutaj o rzucaniu talerzami, a jedynie o kulturalnej wymianie zdań - owszem czasem bardzo niemiłych zdań, ale jednak pozbawionych inwektyw. Uważam, że warto czasem poznać ta ‘zdenerwowaną’ stronę naszego partnera – taki ‘sprawdzian’ jego możliwości zanim postanowicie być już razem na zawsze. I nie chodzi o wyprowadzanie kogoś z równowagi, z premedytacją, po to tylko żeby teścik przeprowadzić. Czasem jednak warto – wiem to z autopsji mojego poprzedniego związku.
Kłótnia może też mieć działanie oczyszczające – napięta atmosfera, którą można kroić nożem, w powietrzu czuć zapach nieporozumień. warto przeprowadzić kontrolowaną ‘eksplozję’, po to tylko, żeby nikt nie ucierpiał.

sobota, 25 lutego 2012

Wspomnienia


Od tygodnia z mozołem pakuje wszystko do pudeł i toreb próżniowych. Nasze mieszkanie powoli zaczyna przypominać cygański karawan. Niewiarygodne ile rzeczy można uzbierać przez prawie dwa lata związku…
Misiek usnął więc i ja postanowiłam chwilkę odpocząć. Zrobiłam sobie kawki w filiżance od Klepsydry i zaczęłam przeglądać zdjęcia. Trafiłam na te, które wysyłaliśmy sobie z eMkiem prawie dwa lata temu. Tak wiele się zmieniło w moim i jego życiu, od tamtych nocy przegadanych na Skype. Nagle po 10 latach się zeszliśmy, założyliśmy rodzinę, mamy dziecko i tyle planów na przyszłość…
Uśmiechałam się sama do siebie, aż trafiłam na zdjęcie, które oglądałam podczas jednej z pierwszych naszych rozmów – tej, która bolała jak by mnie ktoś przypalał żywym ogniem. Wszystkie uczucia i emocje wróciły do mnie w jednej fali. Jak to strasznie bolało. Pamiętam wszystko jak by to było wczoraj:

Pomyślałam straciliśmy 9 lat! Spojrzałam na jego zdjęcie na monitorze i znowu poczułam jak zatracam się w tych oczach...pięknych, orzechowych, ciepłych oczach.

- Zadziorku 

Wyrwał mnie z zamyślenia jego głos.

- Dlaczego milczysz, powiedziałem coś nie tak?
- Może nie jest jeszcze za późno, może powinieneś z nią porozmawiać? 

Zapytałam, sama nie wierząc, że to zaproponowałam! Poczułam jak moje serce zaciska się wokół gardła na tyle mocno, że łzy przeszkliły mi oczy. 

- Nie Zadziorku, ona jest dorosła. Dziwnie się czuję rozmawiając z Tobą o niej.

Opuściłam głowę a łzy niczym zerwane, szklane perły spadły wielkimi kroplami na moje kolana.

- Ty pytasz o mojego ex-a bo się o mnie martwisz, a ja martwię się o Ciebie i chce żebyś był szczęśliwy, chce żeby Ci się wszystko ułożyło.

Zawiesiłam głos, w myślach dodając ‘ułożyło ze mną’. 
Nic nie odpowiedział, milczał. Znowu spojrzałam na jego zdjęcie na pulpicie laptopa i wszystko wróciło: pierwsze spotkanie, spacery, pocałunki nabrzmiałe namiętnością, to jak trudno było mi się powstrzymać prawie pięć lata temu by nie powiedzieć ‘nie idź, zostań przy mnie'.

- Ale nic się nie martw, jak coś to użyczysz mi swojego materiału genetycznego i będziesz ojcem moich dzieci – będzie fajnie, zobaczysz. 

Rzuciłam żartobliwie by przerwać ciszę i zagłuszyć myśli. Wszystko we mnie krzyczało ‘Chce by mnie chciał!’ 

- Zadziorku, tylko genetycznym materiałem mam być?

Moje rozemocjonowane serce rzuciło się w stronę słuchawek, desperacko chciało przebiec przez kable i wbić się w jego pierś. 

- A chciałbyś być czymś więcej? Chciałbyś być moim mężem? 

To ostatnie chyba dla mnie samej zabrzmiało zbyt poważnie, wiec szybko dodałam  

- Dobrze więc, postanowione! Będziesz moim mężem!
- Co za kobieta, nawet nie dasz mi szansy zapytać, jasne ze chciałbym – jestem pewna, że słyszałam w jego głosie spełnienie.
- Ale ja chcę mieć dwóch chłopców – bliźniaków!
- Mogę się postarać, ale obiecywać nie będę.

Kolejna rozmowa zakończona żartem. Kolejny raz nie powiedziałam mu tego co chciałam. Może lepiej, że tak się stało. Nie mogę przecież zrzucać na niego moich uczuć, bo tak mi wygodniej, bo czuje potrzebę powiedzenia mu prawdy. On ma swoje życie i zdaje się jest zakochany, nie chce mu zaprzątać głowy, nie chce się ośmieszyć mówiąc, co czuje, nie chce usłyszeć ‘Zadziorku, za późno – kocham kogoś innego’.

To była jedna z tych chwil, które chce zapomnieć. tylko jak?

środa, 22 lutego 2012

Wyprowadzka

I znowu całe to pakowanie. Jestem już w tym tak dobra, że popadam w rutynę. Wiem dokładnie od czego zacząć i jak układać, żeby się wszystko zmieściło. Powoli przygotowuje kolejne pudła, oczywiście pudła po pieluchach. Wszystko jest w zielonych kartonach i salon zaczyna przypominać linie produkcyjną firmy Pampers. 

Przy okazji przeprowadzki oczywiście przeglądam wszystkie rzeczy, papiery, stosy rachunków i połowę z nich wywalam. Podejrzewam, że mnożą się jak śpimy, bo przecież to nie możliwe, żebym była takim chomikiem! Ja? Ta, która śmiała się z matki, odnajdując kolejne nietknięte ściereczki z papierowymi  metkami z lat 80? Nie! Nie ma takiej możliwości, żebym przerosła Chomiczycę - matkę! 

Natknęłam się też na znalezisko, którego nie chciałam już więcej widzieć. Srebrne pudełeczko, a w nim pierścionek – tak, zaręczynowy pierścionek od ex-a. Nie wiem jak się znalazł w moich rzeczach, byłam pewna, że mu go oddałam. Oddałam – szumnie powiedziane,  z tego co pamiętam to rzuciłam nim w ex-a, zaraz przed tym jak wyszłam z domu i trzasnęłam drzwiami. Bardzo zagadkowe. 

Siedząc na podłodze i przyglądając się tej ‘tajemnicy wiary’, nie zauważyłam kiedy do pokoju wszedł eMek, spojrzał na mnie, następnie na pierścionek i z tym swoim zawadiackim uśmiechem stwierdził:
- A ten to z tej Twojej kolekcji biżuterii od niechcianych kochanków, czy już masz nowego wielbiciela?
- No wiesz!? Jak możesz?
- Już, już, nie denerwuj się – złość piękności szkodzi. Chociaż nie wiem czy Tobie cokolwiek może ująć urody.
- Lizus!
- Choć już, ugotowaliśmy z Miśkiem obiad i stygnie.
Odłożyłam pudełeczko i powędrowałam za chłopakami. W kuchni moim oczom ukazały się sceny dantejskie – wszystko, łącznie z podłogą było nakarmione naszym obiadem.
- Nie martw się, posprzątamy. Misiek posprząta, tylko poprzywiązuje do niego jakieś ścierki i pozwolę raczkować na podłodze.
- Jak dorośnie to mu wszystko opowiem, że w szafce w Ikei chciałeś go zostawić też mu powiem.
- Choć Misiek tatuś Ci da obiadek, bo na mamę nie masz co liczyć.

Obiad był pyszny, zawsze tak jest, że lepiej smakuje, gdy ktoś inny gotuje. Jadłam, a mój umysł dochodzeniowca próbował pojąć jak to się stało, że ten cholerny pierścionek jest u mnie. Nic, absolutnie nic nie przychodziło mi do głowy. 

- Chcesz to mu go odeślij.
- Co?
- Przecież widzę, że trybiki Ci się zagrzewają od natłoku myśli.
- Oj, nie o to chodzi. Nie wiem tylko jak to się stało, że mam go w moich rzeczach?
- Mnie nie pytaj, ja mógłbym ewentualnie mu ten pierścioneczek wsadzić.
- Nie kończ. Niech to pozostanie Twoim niewypowiedzianym marzeniem.

Cały Muniek, ma złote serce, ale wiem, że wcielenie tego typu obietnicy w życie nie przysporzyłoby mu najmniejszych oporów.

Nowy start

Postanowiłam, że zabiorę moje wszystkie zabawki i przeniosę się tutaj.